
Kochani Członkowie Dzieła Świętych Aniołów i Przyjaciele!
Gdy świat pogrążony był w głębokiej ciszy, a noc w swoim biegu dosięgła połowy (por. Md 18,14), wówczas „Bóg wprowadza Pierworodnego na świat, mówi: Niech Mu oddają pokłon wszyscy aniołowie Boży” (Hbr 1,6). Życie Pana Jezusa od Wcielenia do Wniebowstąpienia jest otoczone adoracją i służbą aniołów.
Pan Jezus przynosi zbawienie i pokój tym, którzy Go przyjmują, miecz i sąd zaś tym, którzy Go odrzucają. Ci, którzy Go przyjmują są ludźmi, w których Bóg sobie upodobał, jak śpiewają zastępy świętych aniołów w Betlejem:
„CHWAŁA BOGU NA WYSOKOŚCIACH, A NA ZIEMI POKÓJ LUDZIOM, W KTÓRYCH SOBIE UPODOBAŁ!” (Łk 2,14)
Święci aniołowie jako pierwsi oddają pokłon Chrystusowi, gdy przychodzi na świat w nędznej stajence Betlejemskiej. Aniołowie także ewangelizują, głosząc Dobrą Nowinę narodzenia Mesjasza. Pierwszymi odbiorcami tej Dobrej Nowiny są pasterze, prości i ubodzy, ludzie z marginesu, w których Bóg sobie upodobał.
Anielski śpiew uwielbienia przy narodzeniu naszego Pana rozbrzmiewa nadal w uroczystej liturgii Kościoła: Chwała Bogu… Wraz z chórami aniołów uwielbiajmy naszego Pana i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, który zstąpił z nieba, z królewskiej stolicy, aby dzielić trudy naszego ziemskiego życia, zamieszkać wśród nas i przynieść nam zbawienie przez swoją śmierć na krzyżu.
Życzymy Wam radosnych świąt Bożego Narodzenia oraz błogosławionego Nowego Roku 2024.
Ostatnie życzenie
Dr Joseph A. MacDougall spełnia ostatnie życzenie śmiertelnie chorej matki i pozwala jej świętować Boże Narodzenie w domu. Ale to nie koniec tej historii.
Był już grudzień i nadszedł czas, kiedy musiałem powiedzieć pacjentce, że z medycznego punktu widzenia próbowaliśmy wszystkiego – i musieliśmy przyznać się do porażki. Teraz tylko Bóg mógł podjąć decyzję.

Leżała w swoim łóżku, bliska śmierci, właśnie skończyła 23 lata, a teraz jest matką rocznego dziecka. Przyjęła moje wyjaśnienia bardzo spokojnie. Ewa Schmidt była wierną i odważną kobietą. Kiedyś z pewnością wyglądała ładnie, ale teraz była naznaczona gruźlicą. Spojrzała na mnie spokojnie, po czym powiedziała: „Mam tylko jedną prośbę. Jeśli będę jeszcze żyła w Boże Narodzenie, czy pozwolisz mi spędzić ten świąteczny okres w domu?”.
Nie wiedziałem, co powiedzieć, po prostu wiedziałem, że lepiej będzie nie udzielać jej pozwolenia. W dolnym płacie jej prawego płuca znajdowała się jama, która stawała się coraz większa. Pani Schmidt cierpiała na zakaźną gruźlicę. Mogła rozprzestrzeniać bakterie gruźlicy po prostu kaszląc.
Mimo to obiecałem jej to. Ale przyznaję, że zrobiłem to tylko dlatego, że byłem przekonany, że umrze przed Bożym Narodzeniem. W tych okolicznościach i tak niewiele mogłem dla niej zrobić.
W tamtym czasie miałem zaledwie 31 lat i byłem nowym pracownikiem w szpitalu, kiedy leczyłem panią Schmidt jako jedną z 40 pacjentów chorych na gruźlicę.
Jej stan po terapii był dramatyczny. Kiedyś ważyła około 110 funtów. Kiedy badałem ją po raz pierwszy, ważyła tylko 75 funtów i miała gorączkę między 39° a 40°. Ale była szczęśliwa, gdy się uśmiechała. Z uśmiechem dziękowała nawet za najmniejszą życzliwość.
Nie chciałem się poddawać, a jednocześnie wiedziałem, że w tamtym czasie wykorzystaliśmy każdą możliwą opcję. Lekarze bezskutecznie próbowali nawet sztucznie wprowadzić powietrze do jamy płucnej, używając sond do zapadnięcia się płuca. Ta próba również się nie powiodła. Ewa miała już kilka infekcji opłucnej w przeszłości. W rezultacie płuco było mocno przyklejone do klatki piersiowej; powietrze nie mogło się rozprężyć. My, lekarze, próbowaliśmy dalszych interwencji, aby uratować jej życie, ale w końcu musieliśmy się poddać, uznając jej przypadek za beznadziejny. Szczegółowo wyjaśniłem Ewie beznadziejną sytuację. Na koniec powiedziałem jej, że teraz wszystko zależy od naszego Stwórcy. Ona przytaknęła. O dziwo, w Wigilię wciąż żyła, ale była bardzo słaba.
Uporczywie przypominała o mojej obietnicy, a ja jej dotrzymałem, mimo że miałem ogromne wątpliwości. Poradziłem jednak, aby pod żadnym pozorem nie brała dziecka na ręce i koniecznie nosiła maseczkę, gdy będzie rozmawiać z ludźmi innymi niż jej mąż (który był odporny, ponieważ wyleczył się z gruźlicy). Wciąż widziałem jej uśmiechniętą twarz, gdy odjeżdżała karetką.
Dzień po Bożym Narodzeniu wróciła późnym wieczorem. Jej stan gwałtownie się pogorszył i wszyscy byli poruszeni, widząc jej zmagania. Ewa walczyła o życie. Ważyła zaledwie 65 funtów. Nie mogła już jeść i często wymiotowała, nawet gdy nie miała nic w żołądku.
Byłem bezradny. Jeden z moich kolegów w końcu zapytał mnie, czy uważam, że ciąża jest możliwa? Z biologicznego punktu widzenia zajście w ciążę w jej skrajnie słabym stanie było prawie niemożliwe. Mimo to zleciłem wykonanie testu ciążowego. Ku mojemu zaskoczeniu, wynik był pozytywny. Zaniemówiłem. Była na skraju swojego życia i nosiła w sobie drugie życie.
Kiedy jej o tym powiedziałem, uśmiechnęła się i lekko zarumieniła. Zgodnie z prawem i z medycznego punktu widzenia mogliśmy abortować dziecko, ponieważ jeszcze bardziej zagrażało to życiu matki. Ale nie zrobiliśmy tego. Pacjentka i jej mąż byli temu przeciwni. My, lekarze, również byliśmy temu przeciwni nie tylko ze względów religijnych, ale także byliśmy pewni, że pacjentka nie przeżyłaby zabiegu.
Karmiliśmy ją więc dożylnie i bezradnie patrzyliśmy, jak walczy o życie. Stało się coś niewiarygodnego. Pod koniec marca jej wysoka temperatura ciała spadła. Jej stan zdrowia poprawił się. Zaczęła znowu jeść i przybierać na wadze.
Na zdjęciach rentgenowskich mogliśmy zobaczyć, że dziecko dokonało cudu: aby zrobić miejsce dla dziecka, przepona naciskała na dolne płaty płuc. Natura zrobiła dokładnie to, czego my, lekarze, nie zdołaliśmy zrobić: ucisnęła śmiertelną dziurę w płucu. Dziecko uratowało swoją matkę!
Zanim się urodziło – całkowicie normalne i zdrowe dziecko – bar (restauracja portowa) został zamknięty. Matka wkrótce poczuła się tak dobrze, że po kilku miesiącach mogliśmy ją wypisać. Jej uśmiech stał się jeszcze piękniejszy.
Przez kilka lat wysyłała mi kartki świąteczne. Dla mnie były one pamiątką bożonarodzeniowego cudu.
Dr Joseph A. MacDougall
Dr Joseph A. MacDougall, który napisał ten raport, praktykował jako lekarz ogólny w różnych kanadyjskich szpitalach. Zmarł 30 września 2002 roku w wieku 85 lat.