Kochani czciciele świętych aniołów!
Gwiazda Betlejemska ukazała się na nocnym niebie, jak przed dwoma tysiącami lat dwie Planety Jowisz i Saturn spotkały się w znaku Ryby, zapowiadając narodziny Wielkiego Króla w krainie Judei.
„Nabierzcie ducha i podnieście głowy,
ponieważ zbliża się wasze odkupienie” (Łk 21, 28).
Dedykujemy Wam historię bożonarodzeniową, która niejednemu z Was pomoże znaleźć odpowiedź na pytanie „Dlaczego?”
Życzymy Radosnych świąt Bożego Narodzenia
i błogosławionego Nowego Roku 2021
Noc oczu
(Wilhelm Hünermann, przekład z j. niemieckiego)
„Boże Narodzenie! Boże Narodzenie!”- śpiewały dzwony Świętego Antoniego w górach. „Boże Narodzenie! Noc łask i cudów! Noc miłości i pokoju!” Z daleka brzmiał błogosławiony dźwięk i unosił się nad pokrytą śniegiem jodłą, aż po wysokie szczyty pod koroną gwiazd. Ciągnął się przez wiejską ulicę, zapowiadając: „Chrystus się narodzi! Chodźcie, uwielbiajmy!”
Wszędzie śpiew dzwonów zapalił światełka za oknami. Drzwi się otworzyły, a cicha wioska wyruszyła, aby powitać Nowonarodzonego.
Gwiazda Betlejemska świeciła przed wchodzącymi do kościoła, wskazując drogę do stajni, w której leżało Zbawienie Świata, a pobożny tłum tłoczył się wokół świętego cudu, wokół żłóbka, niebiańskiego Dzieciątka, Maryi i Józefa, aniołów i pasterzy oraz wszystkich drogich i znanych postaci, które wyszły spod ręki Toniego Lanschera. Każdego roku pojawiała się nowa postać; a w tym roku mieszkańcy wioski z niecierpliwością wypatrywali nowego, małego dzieła sztuki, i na samym skraju świętej sceny odkryli postać, która w dziwny sposób poruszyła wszystkich. Stał tam mężczyzna w żebraczej szacie, prawa ręka opierała się na kiju, lewa wyciągnięta, jakby szukająca czegoś. Twarz podniósł w stronę gwiazdy, jakby wyczuwając światło, którego blasku nie widział; bo jego oczy były martwe.
„Ślepiec!”– ludzie szemrali do siebie: „Ślepy człowiek przy żłóbku!”
Postać niewidomego wyrażała wstrząsające cierpienie, nędzę bez granic, ale także bardzo głęboką tęsknotę i ufność przepełnioną wiarą. Kapłan, nawiązując do postaci niewidomego, mówił, że nie widzieć światła to nieszczęście, a jednak w jakiś tajemniczy sposób postać ta jest popychana w stronę czyniących cuda rąk nowonarodzonego Boskiego Dzieciątka.
„Tak i my jesteśmy w całej naszej niedoli w drodze do Chrystusa” – wyjaśnił ksiądz.
„Chcemy oddać nasze cierpienie w jego ręce. Nie wiemy, czy wyzwoli nas z naszej udręki. Ale On nie pozwoli nam odejść bez pocieszającego światła dla naszej duszy”.
Gdzieś pośród wiernych stał Toni Lanscher, młody rzeźbiarz, słuchając z uwagą słów kaznodziei, którejakby objawiły jemu samemu ostateczne znaczenie jego małego dzieła. Nigdy wcześniejnie posługiwał się z takim natchnieniem swoim nożem rzeźbiarskim, a w czasie tegorocznego Adwentu czasami miał niewytłumaczalne uczucie, że jego ręką kieruje jakaś wyższa siła.
„W tym roku wykonałeś prawdziwe arcydzieło, Toni”– pochwalił go ksiądz, gdy jutrznia się skończyła.
„Będzie coraz lepiej” – odpowiedział Toni, przewodnik górski i rzeźbiarz. „Ale muszę się jeszcze nauczyć ostatniej i najlepszej rzeczy. Zeszłego lata byłem przewodnikiem profesora z Monachium w wędrówce po górach. Przy okazji rozejrzał się on też po moim warsztacie i nie szczędził pochwał. Ale potem poradził mi, żebym zaczął studia w akademii w Monachium, bo tylko tam mogę się nauczyć tego, czego mi jeszcze brakowało. Zapewnił mi wolne miejsce i stypendium. Oczywiście Jego pomoc przyjąłem i po Uroczystości Trzech Króli pojadę do Monachium. Jesteś pierwszą osobą, której o tym powiedziałem.”
Stary ksiądz słuchał z uwagą, ale milczał, aż młody artysta skończył.
„Jakie jest twoje zdanie, Księże Proboszczu?” – napierał Toni Lanscher.
Ksiądz na chwilę położył rękę na starych, dobrodusznych oczach. Potem przyjrzał się uważnie rzeźbiarzowi i powiedział:
„Niewiele mogę ci poradzić, Toni. Na pewno w mieście nauczysz się wielu rzeczy. Twoje rzeźby staną się gładsze i delikatniejsze, być może znajdą w wielkim świecie większe uznanie niż to, które osiągnąłeś do tej pory. Ale obawiam się, że możesz stracić przy tym duszę. Jestem tylko wiejskim księdzem i nie znam się bardzona twoim zawodzie. Ale jeśli chcesz mojej rady, rady starego, doświadczonego człowieka, to jest ona taka: Nie jedź do miasta! Zostań w swojej ukochanej, pięknej ojczyźnie; przy twoich górach, przy małym kościółku św. Antoniego, bo żadna szkoła nie uczy tego, co ostatnie i najgłębsze; musimy nieustannie czerpać to z naszych własnych serc, które zbyt łatwo zubażają się w zgiełku świata!”
„Ale profesor… „– Toni jąkał się dotknięty taką odpowiedzią.
„Profesor może być zdolnym i mądrym człowiekiem i z pewnością ma dobre zamiary względem ciebie, ale on żyje w swoim świecie, a ty w swoim. Zostań tu, Toni, posłuchaj mojej rady. Nie, nie odpowiadaj mi teraz! Poczekaj z tym do dnia Trzech Króli, a potem powiedz mi, co zdecydowałeś.”
W święto Trzech Króli szopka Św. Antoniego wzbogaciła się o nową wspaniałość i znów mieszkańcy wioski gromadzili się, by zobaczyć cuda Orientu, królów i murzynów, wojowników i sługi, wielbłądy i konie, a wszystko to wyrzeźbione przez zręczną rękę Toniego Lauschera.
„Co postanowiłeś?”- zapytał ksiądz młodego artystę, który przyszedł tego świątecznego dnia do jego salonu.
„Będę podróżował, Księże Proboszczu!” – odpowiedział Toni, podnosząc niepewnie wzrok na księdza. „Tu chodzi o moją sztukę, aby się w niej udoskonalić”. „Chcę wykorzystać tę szansę, bo w życiu już mi się taka nie przydarzy.”
„Tu chodzi o twoją duszę i duszę twojej pracy” – odpowiedział poważnie ksiądz.
„Dlatego odradzałem ci wyjazd do miasta. Ale teraz, gdy podjąłeś decyzję, nie będę ci przeszkadzał. Podróżuj więc z Bogiem i wróć tak, jak wyjechałeś!”
Przez chwilę staruszek milczał, jakby szukał słów w wyrażeniu czegoś, co trudno było powiedzieć.
„Boję się!” – powiedział w końcu. „Czuję, jakby w mieście czekało na ciebie wielkie cierpienie.”
„W szkole Ksiądz Proboszcz uczył nas, jeszcze jako chłopaków, że cierpienie jest większym darem z nieba niż radość”– odpowiedział z uśmiechem Toni. „Więc czego mam się bać?”
„Tak, masz rację!”– kiwnął głową staruszek. „Cierpienie czyni duszę bogatą, a artysta musi przejść przez bramę wielu bólów, zanim stworzy swoje największe dzieło. Cierpienie jest czymś więcej niż szkołą profesorów. Ale sam wiesz, że kawałek drewna może się też złamać pod naciskiem dłuta, który ma go ukształtować.”
„Bóg nie uderzy mocniej, niż mogę znieść”-odpowiedziałToni z ufnością. „Dobrze więc, idź z Bogiem!”– powiedział raz jeszcze ksiądz i wyciągnął rękę do młodego człowieka. Kolejne miesiące przynosiły dobre wieści z Monachium. Toni pisał entuzjastycznie o akademii i swoich nauczycielach, o rozwoju i dojrzewaniu jego sztuki, a listy były tak żywo napisane, że ksiądz mógł pomyśleć, że niepotrzebnie się martwił.
Ale w Wielkim Tygodniu do małej górskiej wioski dotarła wieść straszna: młody artysta miał wypadek podczas jazdy samochodem i trafił z poważnymi obrażeniami do monachijskiego szpitala. Lekarze wątpili w jego powrót do zdrowia.
Zaraz po Wielkanocy ksiądz proboszcz pojechał do Monachium. W szpitalu powiedziano mu, że najgorsze już minęło, ale obawiają się, że Toni zupełnie straci wzrok.
„Mój Boże, tylko nie to!”-wykrzyknąłksiądz, bardzo przestraszony. „On jest rzeźbiarzem, jak będzie mógł pracować, jeśli nie widzi?”
„Co jest w rękach człowieka, aby mu pomóc, zostanie zrobione” – zapewnił go lekarz.
Nieco później ksiądz stanął zszokowany przy łóżku rannego, którego oczy były zakryte bandażem. „Mój drogi, biedny przyjacielu!” – powiedział ksiądz, biorąc rannego za rękę. „Moja obawa o ciebie nie była bez powodu.”
„Tak, miałeś rację, Księże Proboszczu!” – odpowiedział Toni ze słabym uśmiechem. „Ale nic mi nie będzie, a kiedy mnie naprawią, wrócę do domu. Obiecuję ci to.”
„Tak, kiedy znowu będziesz zdrowy!“ – westchnął ksiądz. „Nie mogę się doczekać, aż zdejmą mi opaskę z oczu. Kiedy znów będę widział, będę mógł też rzeźbić. Dzięki Bogu ręce są bez szwanku.”
„Tak jak chce Bóg, tak jest dobrze!” – odpowiedziałksiądz. „W każdym razie musisz być teraz naprawdę dzielny. Pamiętaj o tym, że zostałeś bierzmowany!”
Gdy ksiądz wyszedł, ranny przez długi czas dumał nad tym, dlaczego przypomniał mu on właśnie o bierzmowaniu.
Była pełnia lata, gdy Toni Lanscher wrócił do domu. Alpejska wioska była w najpiękniejszych dekoracjach, a w godzinach wieczornych góry lśniły złotym ogniem. Ale Toni nie widział nic z całej tej wspaniałości. Nie można było przywrócić mu wzroku. Rzeźbiarz był niewidomy.
„To już koniec!”– jęknął Toni, gdy ksiądz przyszedł do niego nazajutrz po powrocie.
„Jestem ślepy. Wie ksiądz, co to oznacza? Nigdy więcej nie zobaczę gór i nigdy więcej nie użyję noża do rzeźbienia. Śmierć byłaby bardziej miłosierna. Jak Bóg mógł mi to zrobić? Co takiego zrobiłem, że tak mnie doświadczył?”
Wstrząśnięty ksiądz ujął dłoń młodego człowieka, „Toni” – powiedział drżącym głosem, „wyrzeźbiłeś niewidomego i umieściłeś go jako zmierzającego do żłóbka. Bóg uczynił cię podobnym do niego, abyś i ty znalazł drogę do Jego miłości. ”
„Jak mogę wierzyć w miłość Boga?” – krzyczał chłopak. „Jak może być dobrym ojcem On, Który oślepia Swoje własne dziecko? ”
On jest Ojcem, który wydał na krzyż Swego jedynego Syna, aby odkupił świat. Sam tak często rzeźbiłeś Zbawiciela na krzyżu. Czy wątpiłeś przy tym w miłość Boga?”
„Ale wina? Nie jestem przecież winny!”
„Czy był winny ten, który umarł za nas na krzyżu? Mój biedny przyjacielu, pod krzyżem kończy siękażde pytanie o własne cierpienie. Nie możemy się mierzyć z tym, który przez własne cierpienie uratował świat. Również tobie Bóg nie dał krzyża nadaremno. Ty także, przez swoje nieszczęście,powinieneś znaleźć drogę do Jego miłości i pomóc Mu odkupić ludzi od ostatecznego i decydującego, od jedynego prawdziwego nieszczęścia. Nie sądzisz, że istnieje wyższy cel, niż rzeźbienie obrazów?”
„Ale moja sztuka! Moja praca!”– jęknął niewidomy.
Ksiądz pomyślał chwilę, po czym powiedział:
„Bóg potrzebuje teraz twojego cierpienia. Wierz mi, On nie dał ci tego bez powodu. Kiedy jednak będzie potrzebował twojej sztuki, sprawi, że znowu będziesz widział. Uwierz w to!”
Ksiądz wielokrotnie jeszcze odwiedzał niewidomego, dodawał mu odwagi i uczył rozumienia tajemnicy krzyża. „Pomyśl o dniu twojego bierzmowania”- wspomniał również teraz.
”Wśród siedmiu darów Ducha Świętego jest dar rozumu. Chce on otworzyć oczy duszy, abyśmy rozpoznali Boga i zobaczyli ostateczny cel naszego życia. Gorsza od ślepoty ciała jest ślepota duszy. Pan przemówił do uczniów słowami: «Błogosławione są wasze oczy, bo widzą! » Nie miał przez to na myśli oczu cielesnych, lecz oczy duszy.”
Innym razem ksiądz opowiedział o pewnym austriackim biskupie, który tracił coraz bardziej wzrok: cały czas modlił się on tymi samymi słowami:
”Panie, jeśli chcesz zgasić światło moich oczu, zostaw mi chociaż światło mojego rozumu! A jeśli chcesz zabrać mi światło mojego umysłu, zostaw mi chociaż światło wiary!” Toni, czy chcesz razem ze światłem swoich oczu stracić także światło oświeconego przez Boga umysłu i pocieszające światło swojej wiary? Módl się do Boga o odzyskanie wzroku, ale jeszcze bardziej módl się do Ducha Świętego o dar rozumu i poznania wiary!”
Ksiądz nigdy nie zostawiał niewidomego bez powolnego i uroczystego odmówienia modlitwy Ojcze nasz, nawet jeśli usta młodego człowieka przy tym milczały. Potem jednak nadszedł dzień, w którym Toni po raz pierwszy wypowiedział słowa:
„Bądź wola Twoja!”
Ten dzień oznaczał wielki i decydujący zwrot w jego życiu. Toni nauczył się znowu wierzyć w miłość Boga.
„Proszę księdza“ – powiedział w jeden z pierwszych dni Adwentu, „moje oczy są ślepe dla świata, ale odkąd jestem niewidomy, widzę więcej niż wcześniej, bo oślepiał mnie ziemski blask. Chcę księdzu coś wyznać, czego być może ksiądz nie będzie mógł zrozumieć. Niemal obawiam się tego, że znowu będę mógł widzieć. Nie wiem jak to powiedzieć. Obawiam się jednak, że mógłbym ponownie stracić wewnętrzne światło, które odnalazłem.“
„I pogodziłeś sięz faktem, że nie możesz już rzeźbić?“ – zapytał ksiądz poruszony. „Teraz wierzę, że Bóg potrzebuje mojego cierpienia bardziej niż mojej ręki” – odpowiedział Toni.
W Boże Narodzenie dzwony świętego Antoniego ponownie zabrzmiały,przynosząc pokój i zbawienie. Znowu mieszkańcy wsi licznie gromadzili się wokół żłóbka i oglądali cud.
Ale potem przez tłum przeszedł szmer. Niewidomy rzeźbiarz szedł przez kościół po omacku oparty o swój kiju, uniósł twarz w stronę świętej gwiazdy, jak osoba widząca. Ludzie stojący dookoła nieśmiało robili mu miejsce. Teraz stał bardzo blisko żłóbka, który wyrzeźbił. Ostrożnie, po omacku,dotykał święte figury:Dzieciątka w stajence, pasterzy i świętych. Jego dłoń szukała dalej, aż spoczęła na figurze ślepca. Palce Toniego prześlizgnęły się po jego małym dziele sztuki, po przechylonej postaci, podniesionej twarzy, szukającej dłoni. Następnie wziął żebraka i przysunął go jeszcze bliżej żłóbka, a z jego zgaszonych oczu zaświeciło światło wielkiej radości.
Zima przeminęła. Z całym swoim pięknem do wsi nadeszła wiosna, a następnie ustąpiła miejsca złotemu latu. Wtedy zdarzyło się, że do cichej wioski przybył sławny okulista. Na prośbę księdza zbadał niewidomego. Następnie powiedział:
„Ten przypadek nie jest beznadziejny. Chcę go zabrać do swojej kliniki i wierzę, że potrafię go wyleczyć.”
Cud się wydarzył. Zgaszone oczy ponownie ożyły. Toni Lanscher wrócił do domu jako osoba widząca.
„Teraz wiem, że Bóg znowu potrzebuje mojej sztuki“– powiedział do księdza przy pierwszym spotkaniu. „Podczas nocy moich oczu nauczyłem się jednak więcej niż mogłyby mi dać wszystkie szkoły świata. Teraz wiem, że kiedy mnie oślepił, to była miłość.”
Tego roku w dzień Bożego Narodzenia wierni podziwiali nowy eksponat, który otrzymała ich szopka: ponad stajenką betlejemską wznosił się duży, przejmujący krzyż, który spoczywał w rękach Ojca niebieskiego. Nigdy nie widziano krzyża nad żłóbkiem, ale wszyscy zrozumieli, że Bóg trzymał wszelkie cierpienia ziemskie w swoich rękach. Jednak ponad tym dziwnym obrazem rozpostarła swoje lśniące skrzydła biała gołębica. Było to podziękowanie artysty dla Ducha Świętego, który oczy jego duszy uczynił widzącymi.