
Niedawno uczestniczyłem w rekolekcjach Opus Angelorum. Podczas rekolekcji obowiązywało milczenie. Na sobotnią noc zaplanowana była adoracja Najświętszego Sakramentu. Wieczorem towarzyszyło mi silne, trudne do opisania przeczucie, że mojej najstarszej córce grozi niebezpieczeństwo. Była wtedy na weselu, w normalnych okolicznościach nie miałbym powodów do niepokoju. A jednak w tym przypadku uczucie niepokoju było tak silne, że nie mogłem zrobić nic poza podjęciem modlitwy. Podjąłem modlitwę, spędzając niemal całą noc w kaplicy.
Nad ranem otrzymałem wiadomość od córki (jedyny SMS, jaki przeczytałem podczas rekolekcyjnej ciszy), że bezpiecznie wróciła do pokoju. Uspokoiłem się, choć wewnętrzny niepokój wciąż się we mnie tlił.
Podczas niedzielnej Mszy, kończącej rekolekcje ogarnęło mnie głębokie poczucie pokoju i radości – coś,czego nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Po powrocie do domu dowiedziałem się, że właśnie wtedy, gdy uczestniczyłem w tej Mszy świętej, moja córka miała wypadek samochodowy. Oślepiło ją słońce podczas zawracania, uderzyła w betonowy krawężnik, a samochód został doszczętnie zniszczony. Cudem nie odniosła żadnych obrażeń. Znajdowała się dwie godziny drogi od domu, więc musiała wezwać pomoc. Przyjechał młody mężczyzna, który odwiózł ją do domu. Okazało się, że miał na imię Michał.
Moja córka urodziła się 29 września – w święto św. Michała Archanioła. Kiedy opowiedziałem jej o swoim doświadczeniu modlitwy i przeczuciach podczas rekolekcji, była głęboko poruszona. Zaczęła poważnie zastanawiać się nad duchową opieką i sama zapragnęła złożyć akt ofiarowania się Aniołowi Stróżowi – tak jak ja uczyniłem to kilka lat temu.
To wydarzenie utwierdziło mnie w przekonaniu, jak realna i konkretna potrafi być pomoc z nieba – zwłaszcza wtedy, gdy w sercu człowieka jest cisza i gotowość do słuchania.
Członek OA z USA
