Czy tak musi być?

Zajęło mi dużo czasu, aby w końcu napisać o moim doświadczeniu ze Świętym Aniołem Stróżem. Diagnoza, że mam nowotwór złośliwy przyszła do mnie niespodziewanie. Przez następne dwa tygodnie zmagałam się trochę z Bogiem, przede wszystkim z myślą: „Czy tak musi być?” Ale potem, kiedy siedziałam w moim pokoju, usłyszałam donośny głos. Wyraźnie słyszałam męski głos, który mówił do mnie niemal w moim dialekcie: „Nie musisz już prosić i błagać. Ty dziękuj!” Potem zapadła cisza. Byłam dość przestraszona, rozejrzałam się, czy ktoś jest w pokoju. Ale przecież sama zamknęłam drzwi na klucz. Moją pierwszą myślą było: „Kto to był?” Nie, to nie mógł być zły duch, bo taki nie skłaniałby mnie do dziękowania. Przyszło mi do głowy, że mógł być to Jezus, ale nie czułam się tego godna. Doszłam więc do wniosku, że mógł to być tylko mój Święty Anioł Stróż, ponieważ poświęciłam się mu kilka lat temu. I od tego czasu istnieje między nami bardzo żywa i głęboka relacja.

Po tych przemyśleniach i wyjaśnieniach odpowiedziałam: „Dziękuję, tak, mogę to zrobić!” A później moje nieustające podziękowania przerodziły się w uwielbienie, które napełniło mnie wielką radością i głębokim spokojem. Nawet moje późniejsze pobyty w szpitalu były jak dar od Boga. Kiedyś lekarz zapytał mnie, dlaczego zawsze jestem taka szczęśliwa? Powiedziałam mu, że muszę wciąż dziękować Bogu, bo jest taki dobry i miłosierny. Dziś również myślę, że nawet za beznadziejnymi sytuacjami kryje się Boża miłość i miłosierdzie.

Członek OA z Austrii